Co nas inspiruje do pracy w zawodzie fryzjera?
Adam Szulc
Mniej więcej dziesięć lat temu uczestniczyłem w szkoleniu włoskiej firmy Alfaparf w Akademii Mahogany w Londynie. Jednym z pierwszych pytań edukatorów do uczestników kursu było „Co Was inspiruje w zawodzie fryzjera”? Dopowiem, że przed zajęciami – jeszcze w Polsce – obiecywano mi, że będę miał tam szkolenia z fryzjerstwa męskiego. Skończyło się zupełnie inaczej, ale to jest opowieść na inny felieton. Brytyjscy edukatorzy byli wszyscy po szkołach Vidal Sassoona i mieli duże pojęcie o swojej pracy i mimo, że byli fryzjerami damskimi udało mi się wyciągnąć od nich maksimum wiedzy, która mnie interesowała. Co ciekawe, każdy z nich miał swoją specjalizację: jeden był świetnym kolorystą, znał paletę na pamięć i widział barwy na włosach zanim się tam jeszcze pojawiły, inny doskonale strzygł i miał geometrię w małym palcu, a z kolei z innym przegadałem sporo czasu o organizacji pracy, logistyce, edukacji i szkoleniach w nowoczesnym zakładzie fryzjerskim. To właśnie on zadał to pytanie, które postawiłem na początku tego felietonu.
Odpowiedzi padały różne. Większość mówiła o kolorowych magazynach, o modowych programach telewizyjnych, popularnych aktorach czy o pracach słynnych fryzjerów podczas targów, pokazów czy sesji zdjęciowych. Jak najbardziej można z tego czerpać pomysły do pracy.
Poproszony o odpowiedź chwilę się zastanowiłem i odpowiedziałem, że mnie inspiruje… ulica. To ich zaciekawiło i zaczęliśmy o tym rozmawiać.
Mówiąc ulica muszę dodać, że z racji tego, że jestem częścią sceny hard core punk interesują mnie subkultury. A fryzury subkulturowe w szczególności. To tam, czyli na koncertach, w których uczestniczę od połowy lat osiemdziesiątych, odnajdywałem inspiracje do tworzenia fryzur w codziennej pracy. Jednak pierwotnym i naturalnym miejscem dla tych uczesań jest zawsze ulica. Zastanawiałem się dlaczego w podręcznikach do technologii, po pierwsze, dział męski jest traktowany po macoszemu, a po drugie, kto rysuje i opisuje te męskie fryzury umieszczone na kartkach tych książek? Dlaczego nie ma tam fryzur noszonych przez inne osoby niż napuszeni panowie z telewizji, czy ci nudziarze z pierwszych stron gazet? Dlaczego podczas edukacji zawodowej nawet nie wspomina o fryzurach „punk” czy „skinhead” i ich historii. I o tym, że warto zainteresować się strzyżeniami spoza głównego nurtu młodzieżowego, choćby dla zwiększenia zainteresowania swoim zakładem czy swoją osobą. Bo zewnętrzne inspiracje są bardzo ważne.
Każdy z nas ma swoją wrażliwość i każdy oczekuje od pracy fryzjera męskiego czegoś innego. I właśnie nie po to nimi jesteśmy, żeby zrobić każdą fryzurę świata i spełniać każde widzimisię klienta, ale po to, żeby robić to w czym jesteśmy najlepsi i w czym się dobrze czujemy. My, fryzjerzy męscy musimy się wyspecjalizować w konkretnych fryzurach. Powinno to być szczere i spójne ze naszymi zainteresowaniami. A co za tym pójdzie będzie to za chwilę zgodne z oczekiwaniami klienta. Bo nie ostrzyżemy każdego klienta na świecie i nie spełnimy każdej zachcianki na jego włosach. Ale po to właśnie inspirujemy się tym co nas kręci, żeby móc być jeszcze lepszym w swojej specjalizacji.
Bezwzględnie w tym wszystkim trzeba mieć jeszcze inne walory: należy się edukować, być oczytanym, interesować tym co się dzieje na rynku i po prostu umieć dobrze strzyc, modelować, golić i trymować. To jest ta podstawa, która daje nam fundament, na którym ciągle się okopujemy i to na nim cały czas pracujemy rozwijając się dla siebie i dla swoich klientów.
Ja mogę powiedzieć, że tak naprawdę to chyba jestem cały czas w pracy. Oczywiście nie fizycznie, ale nawet nie pracując to w domu przed telewizorem przyglądam się fryzurom aktorów, statystów, prezenterów czy osobistości telewizyjnych. Nie zawsze są to dobrze skrojone strzyżenia. Czasem nawet trudno domyśleć się co autor – w tym przypadku fryzjer- miał na myśli tworząc na ten przykład tak dysproporcjonalną fryzurę niepasującą ani do twarzy, ani do kształtu głowy, ani do stylu bycia osoby, która ma ją nosić. Ale nawet wtedy można się zainspirować czymś co tam zostało wykonane. Bo z każdego elementu prawie zawsze można wykorzystać coś dla siebie. Wskazówką jest często to co wpadło nam w oko od razu przy pierwszym spojrzeniu. To co zwraca uwagę nawet jeśli jest to w naszej pierwszej opinii źle wykonany fragment, to on powtórzony przez nas w prawidłowej formie może być elementem, który będzie znaczący dla kolejnej budowanej przez nas fryzury.
Kiedy widzę dobrze lub źle ostrzyżoną głowę zawsze sobie zadaje pytania: kto to wykonał? W jakich warunkach? Co skłoniło go do takich ruchów? Jakich używał narzędzi? Jakie zastosował kosmetyki? I czy ten błąd na włosach wynika z jakiegoś konkretnego powodu spowodowanego kształtem głowy, rodzajem włosów, czy po prostu z dyletanctwa i niewiedzy? Gdzie nastąpiło skrzywienie albo jak dokonano tego arcydzieła na męskiej głowie? Bo w momencie kiedy zaczynamy zadawać pytania i kiedy rodzą się wątpliwości nasza głowa zaczyna pracować „po fryzjersku” i myśli jak to jest zrobione?
Jednakże inspiracja w zawodzie fryzjera męskiego nie może i nie powinna oznaczać zerojedynkowego naśladownictwa. Tyczy się to również aranżacji wnętrza w barber shopach, gdzie w ostatnim czasie tłumy ignorantów otwierających nowe lokale robią to samo: na siłę częstują swoich gości alkoholem, wieszają na ścianach rogi (czy tam pracują myśliwi?), oklejają półki wszyscy jak jeden mąż ceglastą tapetą. Nie ma tam indywidualnego ducha, tylko pomysły ściągnięte z internetu. Inspirowanie się ma oznaczać natchnienie i zapał twórczy artysty, a nie kopiowanie jeden do jeden. Bądźmy kreatywni i sugerujmy się jakimś elementem fryzury czy wystroju, ale niech ta nowa fryzura czy lokal będzie NASZ a nie CZYJŚ.
Grzebienie w dłoń i przed siebie realizować marzenia, a nie biznes plan!